poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział 31


-Nie, musimy iść do szkoły. - Gorączkowo pokręciłam głową, siedząc jeszcze prościej, na skrzypiącym skórzanym siedzeniu.
- Zaufaj mi. - Harry westchnął, w roztargnieniu zwężył swoje oczy  na drogę, gdy skierował się na jeszcze bardziej zatłoczoną autostradę.
- Zawróć. - Domagałam się.
- Nie - Harry uśmiechnął się głupkowat
o.
Nie  przewalanie  kiwałam  głową.
- Serio, nie mogę ryzykować, że ponownie wpadnę w kłopoty .
Harry przewrócił oczami.
- Nie będziesz miała żadnych kłopotów. Zaufaj mi, okey?
- Dokąd mnie zabierasz? - Zapytałam ponownie, tym razem czas wymagający odpowiedzi.
I byłam pewna, że dostane jedną.
- Powiedziałem Ci, żebyś poczekała, a zobaczysz.
- Powiedz mi, albo otworze drzwi samochodu i wyjdę
Harry prychnął i przygryzł dolną wargę.
- Mówię poważnie, wiesz ? Zrobię to.
- Nie zrobisz nic dopóki blokuje zamek.- Harry powiedział.
- Otworze okno. Wyskoczę. - Wzruszyłam ramionami.. Nawet jeśli próbowałam być twarda i poważna, z obawy moje słowa nadal wychodziły dość miękkie i nieśmiałe.
Widziałam, jak kąciki jego ust drgały do uśmiechu, ale starał się z tym walczyć, biorąc głęboki oddech.
- Naprawdę chcesz złamać kilka kości dla szkoły? - Zapytał, jego głos na sam koniec przeszedł w głęboki śmiech.
Nie miałam czasu, aby odpowiedzieć zanim Harry kontynuował, ale teraz jego głos był bardziej niż poważny. 
- Myślałem, że  może chciałabyś spędzić po prostu wolny czas ze mną? Pójść do centrum handlowego, może?
Przetarłam dłońmi moje oczy.
- Nie rozumiem dlaczego nie możemy iść do szkoły? Nadal możemy tam być przed pierwszym dzwonkiem.
- Pieprzyć szkołę !- Harry szybko odparł.
- Zawróć. - Warknęłam.
- Ale jest kurewski poniedziałek. - Harry syknął.
- Nie chce dokonać z pracy jutra.
- Proszę.
- Nie.
- Ale kochanie.
- Proszę, nie nazywaj mnie tak.
- Po prostu daj spokój.
- Nie Harry.
- Powiedziałam nie.
- Dla mnie?
- Harry-.
- Oh, tak czy inaczej jesteśmy prawie na miejscu. - Wzruszył ramionami, ekspresja na  jego twarzy powróciła.
- Gdzie dokładnie? - Powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- Więc centrum handlowe nie będzie otwarte, jeszcze przez dwie godziny, więc-
- Gdzie?- Powtórzyłam.
- Rany uspokój się. Pomyślałem tylko, że możemy spędzić trochę czasu wolnego w moim mieszkaniu.
- Jeśli mój tata dowie się cokolwiek z tego, zabije mnie. - Wymamrotałam.
- Nie martw się kochanie, jeśli coś on zabije mnie pierwszego, ale nigdy bym na to nie pozwolił.
Zanim zdałam sobie spraw jechaliśmy w dół cichej ulicy, stare domy w stylu wiktoriańskim stały jeden po drugim. Ostatecznie zatrzymaliśmy się na stromym podjeździe. Z tego co zakładam jesteśmy pod domem Harry'ego. Był pomalowany na biało, oczywiście został   postawiony wiele lat temu, łatwo zobaczyć to po odpryskach farby. Stał na małej górce. Duży dąb zwisał nad dachem, który wyglądał niebezpiecznie, jeżeli kiedykolwiek  przyjdzie jakaś burza, wątpię że Harry przejąłby się tym. Kiedy doszliśmy skalistą dróżką do frontowych drzwi, Harry otworzył je. Dotarł do mnie piżmowy zapach   wody kolońskiej i najprawdopodobniej brudnych ciuchów. W części wypoczynkowej był regularnych rozmiarów telewizor, gdy tylko weszliśmy pod ścianą stały białe wyblakłe kwiatowe sofy , ciemno brązowy kawowy stolik był pokryty porozwalanymi kawałkami papieru i koszem przed nimi. Ogólnie atmosfera z salonu do kuchni zmieniła się dość diametralnie, zapach cynamonu i goździków uderzył w mój nos.  Spojrzałam na blat obok kuchenki, aby tylko znaleźć co wydawało się być dosyć grubą książką kucharską.
- Gotujesz? - Zapytałam szybko, patrząc na Harry'ego
Był zajęty sortowaniem swoich teraz niepotrzebnych książek w torbie zanim spojrzał na mnie.
- Um, Tak trochę.  - Wzruszył ramionami  zanim jego uwaga przeniosła się  z powrotem na to co robił wcześniej.
- W jakich daniach się specjalizujesz?  - Zapytałam, bardziej  interesować się  tematem niż Harry.
- Gotuje wszystkiego po trochu.
Podeszłam do książki i kiedy ją wzięłam  zdałam sobie sprawę, że wszystko jest oszukane, a zdjęcia wypadły. Ukazały się zniszczenia, a przednia okładka była nieczytelna.
- To było mojej babci. - Harry wtrącił się.
- Ona była dobra kucharką.
- Co było jej specjalnością? - Zapytałam, uśmiechając się do niego.
- Mmm...lazania. - Skinął, na jego twarzy widniał olbrzymi uśmiech.
- Nigdy nie mogę skopiować jej, mimo że próbuje wiele razy.
- Więc naprawdę gotujesz? -  Zapytałam, przechyliłam głowę.
Harry skinął lekko i usiadł na jednym z czterech krzeseł ustawionych dokoła stołu. 
- Kiedy moja babcia zmarła - była jedną z  najwspanialszych ludzi, których kiedykolwiek znałem. Pomyślałem, że chce zrobić coś co będzie mi ją przypominać, wiesz ? Chciałem jakkolwiek podążać jej śladami. To jest właśnie to - gotowanie.
Zanim mogłabym zadać inne pytanie Harry kontynuował.
- Formalnie jest to jej dom. Dobrze, to jest obojga moich dziadków, myślę że powinienem tak powiedzieć, ale - mój dziadek- zmarł wiele, wiele lat temu. Zaledwie miesiąc przed tym, jak poszedłem do więzienia umarła także babcia. Ja i ojciec mieszkaliśmy tu, ale zanim nawet mogłem mrugnąć on  po prostu zniknął. Zostałem sam, sam.
- Jak możesz sobie na to pozwolić? - Zapytałam, pytanie prosiło, aby wyjść.
- Na szczęście dom był całkowicie spłacony przez dziadków. Jestem na prawdę szczęściarzem. 
Moje oczy rozszerzyły się.
- Tak, na prawdę.
- Chcesz kawę ? Herbata może? Mam mnóstwo cukru, albo wolisz sztuczny słodzik ? - Harry zapytał, kompletnie zmieniając temat. Słodki uśmiech na twarzy Harry'ego sprawił, że nieco zarumieniłam się.
- Kawa jest w sam raz. I wolałabym cukier.



         Przepraszam was za taki duży odstęp czasowy od rozdziału 30, ale sami wiecie, jak to jest ze szkołą -,- 
Przepraszam za błędy czy coś ;*

poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział 30.

       Tej nocy poszłam spać z obrazem mnie i Harry’ego, leżących na moim łóżku, on górujący nade mną, nadal świeżo w mojej pamięci. Sposób, w jaki jego głowa poruszała się lekko, kiedy słowa powoli opuszczały jego usta, spojrzenie w jego oczach.. jego cała osoba; to sprawiało, że czułam się bezpieczna. Chroniona. 
       Ten tydzień nadszedł i odszedł wraz z jasnymi, zielonymi liśćmi na drzewach, które teraz zaczynały zmieniać kolor na ciepły pomarańcz i żółć. Niebo stawało się coraz ciemniejsze, a powietrze zauważalnie ostrzejsze, wyczuwalna była coraz większa potrzeba założenia płaszcza. We wtorek z całego tego pośpiechu, zapomniałam wziąć ze sobą kurtkę, więc  Harry pozwolił mi założyć  swoją, aż doszliśmy do drzwi frontowych naszej szkoły. To była minuta drogi, i upierałam się, że obędę się bez niej, jednak Harry nie przyjmował odmowy za żadne skarby.
       Każdego pojedynczego dnia, czułam coraz większą więź z Harrym, ten charakterystyczny uśmiech, który każdego poranka pragnęłam zobaczyć jeszcze bardziej, kiedy zabierał mnie do szkoły. Nie sądzę, żebym mogła zacząć dzień bez niego i jego ekscentrycznej, energicznej osobowości, rozbudzającej mnie. Szczerze nie mam pojęcia, jak dawałam sobie z tym radę, zanim go poznałam.
       W ten poniedziałek w kozie, Harry i ja utknęliśmy w Sali z kilkoma innymi uczniami, którzy wyglądali jakby naprawdę ich to nie obchodziło. Wszyscy wydawali się nieobecni,  albo ich oczy zapatrzone były w telefony, albo też myśleli o czymś zupełnie innym. Była to obskurna, stara sala od matematyki, ze starymi plakatami i wyposażeniem, jak przypuszczam z lat 80’tych.
       Rozpoznałam kobietę, która nas pilnowała, panią Elliot, nauczycielkę angielskiego. Nigdy mnie nie uczyła, ale minęłam się z nią to tu, to tam. Miała ciemne, długie i falowane włosy, a obcasy jej wiśniowo czerwonych szpilek odbijały się od kafelek podłogi, kiedy przechadzała się po klasie. Była dość młoda, może po trzydziestce, a mimo to, nadal była ostra i stanowcza. 
       Mogłabym powiedzieć po jej spojrzeniu na mnie i Harry’ego, że go nie lubiła. Co do mnie też nie byłam przekonana. Co prawda, Harry’emu nie wydawało się to przeszkadzać, do tego czuł się komfortowo, kładąc swoje nogi na biurku. Pani Elliot zmrużyła swoje oczy, jednak Harry nawet się nie poruszył. Z wyjątkiem jego ust, które uformowały się w uśmiech. Zamiast powiedzenia mu, żeby się ruszył, czego od niej oczekiwałam, ugryzła wewnętrzną stronę policzka, przesuwając swój wzrok na ekran komputera.
       Nie zdawałam sobie sprawy, jak zastraszeni byli ludzie wokół Harry’ego dopóki praktycznie nie skulili się ze strachu kiedy go zobaczyli. Codziennie kiedy byliśmy razem na korytarzu, zwracałam uwagę na sposób, w jaki ludzie na niego patrzyli, jeszcze bardziej na nas obojga. Większość z nich rzeczywiście nie patrzyła, albo odwracali wzrok na podłogę.
       Na szczęście udało nam się przetrwać ten tydzień bez wpadania w kłopoty.  Harry trzymał się z daleka, z daleka od mojego okna w pokoju, ale oczywiście to nie powstrzymało mnie przed spotykaniem się z nim. W środę po szkole zabrał mnie na skrzydełka, ale tym razem nie była to zwykła przejażdżka ulicą. Było to 30 minut drogi od naszego małego miasta, zaraz za Charleston, ale nie przeszkadzało mi to.
       Z jakiegoś powodu, tego popołudnia postanowiłam zamienić moje dopasowane rurki na spódnicę. Nie byłam pewna, czy było to spowodowane jego pogodnym tonem kiedy do mnie zadzwonił, czy tym, że po prostu miałam dobry humor, ale i tak ją założyłam. Była to zwykła, czarna spódnica, nie dłuższa niż do połowy uda. Założyłam do tego jasną, różową bluzkę i włożyłam ją w spód. Moje biały Toms’y pasowały idealnie. Kiedy spotkałam się z Harrym w jego samochodzie, pierwszą rzeczą jaką zauważyłam, był jego uśmiech.
- Co? – zapytałam.
Zaczął mówić i przesunął dłonią wzdłuż swoich włosów, zaczesując je do tyłu.
- Wyglądasz słodko w spódnicy- wzruszył ramionami.

       Przez całą drogę Harry nawijał i nawijał jaki to oni mieli najlepszy sos w całej Zachodniej Wirginii, i jak każdy inny sos jakiego kiedykolwiek próbował, nie dorównywał choć w połowie temu. Jego kciuki stukały w kierownicę kiedy mówił, zdałam sobie sprawę, że robił to, kiedy był podekscytowany albo zniecierpliwiony. W tym momencie podejrzewam, że były to obie rzeczy.
       Kiedy dojechaliśmy do restauracji, Harry zamówił dla mnie łagodne skrzydełka, mówiąc mi, że ostre skrzydełka to za dużo, i rozpraszają od prawdziwego smaku. Nie sądzę, żeby mógł mieć więcej racji. Nie jestem największą fanką skrzydełek, ale muszę przyznać, że te były niesamowite, mojemu ojcu na pewno by posmakowały. Sos był gęsty i słodki, a jednocześnie gorący i aromatyczny.
       Nieuchronnie, Harry zrobił nim brudny ślad w dół jego podbródka, a kiedy powiedziałam mu o nim, zachowywał się, jakby wcale go nie zauważył. W końcu, ku uciesze Harry’ego, użyłam swojego kciuka, żeby go wytrzeć. Zostałam wytrącona z równowagi krótkim pocałunkiem w policzek, czymś, czego się nie spodziewałam. Nieśmiało zaczęłam się rumienić i dziwnie wytarłam swój kciuk o spódnicę.
       Mimo wszystko, był to wspaniały dzień, a zwieńczył go, po wszystkim zabierając mnie na lody. Było to w tej słodkiej, małej kawiarence na środku pustkowia, ale i tak było w niej kilka osób, dwie rodziny z małymi dziećmi.
       Jedna mała dziewczynka spojrzała w górę na Harry’ego, wyraźnie przestraszona. Nosiła przesłodką jasnoniebieską spódnicę w białe kropki, a jej jasne blond włosy były związane wstążkami w dwa kręcone kucyki. Miała czarne balerinki, a rączki złożone przed sobą. Harry spojrzał na nią, a kiedy zauważył, że mu się przygląda, spojrzał na mnie zmieszany. Wzruszyłam ramionami, a on przewrócił oczami.
       Odwrócił głowę, żeby na nią spojrzeć, a jej buzia automatycznie się rozjaśniła. Powoli przybliżyła się do niego, dopóki nie była dobre pół metra od niego. Pokazała mu palcem, żeby się schylił, żeby mogli być twarz w twarz. Harry jej posłuchał, a powaga na jego twarzy sprawiła, że prawie wybuchłam śmiechem.
- P-podobają mi się twoje kolczyki. – zająknęła się, nieśmiało trzymając ręce za plecami.
- Dzięki- Harry zachichotał.
Nadal mu się przyglądała, jakby studiując jego twarz i mogę powiedzieć, że Harry nie czuł się zbyt komfortowo, ale się nie poruszył.
Przyglądałam się, jak Harry wzdrygnął się lekko, kiedy dziewczynka wyciągnęła ostrożnie palce i przejechała nimi wzdłuż jego piercingu w brwi, miała oczy szeroko otwarte ze zdumienia.
- Ten też jest ładny- wymamrotała wolno.
- Um.. dziękuję. – Harry się uśmiechnął.
- Chcę przekuć sobie uszy, ale mamusia mi nie pozwoli- dziewczynka westchnęła.
Obserwowałam, jak Harry lekko kiwa głową.
- Obiecasz mi coś? – zapytał, zabawnie przechylając głowę w bok. Dziewczynka przytaknęła energicznie, a Harry się zaśmiał. – Posłuchaj swojej mamusi.
Dziewczynka szybko pokiwała głową i cofnęła się o krok.
- Mam na imię Lily- pisnęła.
Harry znów się zaśmiał.
- Jestem Harry.
Dziewczynka zachichotała na dźwięk jego imienia i wycofała się z powrotem do swojej mamy, która wysłała Harry’emu ciepły uśmiech.
Harry poprowadził mnie do stolika i próbował zachowywać się jakby nic się nie stało, ale nie mogłam tak po prostu odpuścić.
- Byłeś dla niej taki słodki- rzuciłam.
- Nie, nie jestem zbyt dobry w kontaktach z małymi dziećmi- zaśmiał się nerwowo, pocierając dłonią kark.
- Naprawdę cię polubiła, wiesz? – zanuciłam, posyłając mu dokuczliwy uśmiech. Harry nic więcej nie dodał, zamiast tego zapytał mnie jaki smak lodów chcę, żeby mógł za mnie zamówić.
Podzieliliśmy się bananową gałką, ponieważ dla mnie jednej była zdecydowanie za duża. Jednak wyszło na to, że Harry i tak pozwolił mi zjeść większą część.
       Początek trzeciego tygodnia szkoły zaczął się tak samo jak dwa poprzednie, wolny i męczący. Wyczołgałam się z łóżka o 5:30 i wzięłam szybki prysznic, mimo, że moje zmęczone ciało pragnęło więcej ciepłej wody. Założyłam jeansy i nowy, fioletowy t-shirt. Dopasowałam białe vansy, po czym złapałam mój batonik Muesli i wybiegłam z domu. Jak zwykle, Harry stał na końcu wciąż ciemnej ulicy, oświetlonej długimi lampami. Słońce ledwie przebijało się o tej godzinie, około 6:30. Lekcje zaczynały się o 7:25 więc jak zawsze mieliśmy dużo czasu do zagospodarowania.
Kiedy weszłam do samochodu, odwróciłam się w stronę Harry’ego trzymającego papierową torbę.
- Przyniosłem ci śniadanie- uśmiechnął się.
- Mam batonika muesli- powiedziałam, trzymając srebrny papierek.
- Oh, daj spokój, to ci nie wystarczy. Trzymaj. – nalegał, kładąc torbę na moich kolanach. Torba zaszeleściła, kiedy ją podniosłam.
Zajrzałam do środka i wyciągnęłam serowego bajgla z kremem i pączka z pudrem.
- W środku jest budyń- wybełkotał.
- Dzięki- zaśmiałam się, biorąc dużego kęsa bajgla. Ser zaczął wypływać z boków, ale nie przejmowałam się tym zbytnio. Zaraz po tym jak oblizałam moje usta usłyszałam jak burczy mi w brzuchu. Wiem, że Harry też to usłyszał, ponieważ zaczął się śmiać.
- Wiedziałem, że to małe gówniane Muesli nie byłoby wystarczające.
Wzięłam kolejny kęs.
- Oh, zamknij się.
Byłam tak zajęta moim śniadaniem, że nawet nie zauważyłam jak Harry omija budynek naszej szkoły, dopóki nie zabrał głosu.
- Nie idziemy dzisiaj do szkoły- powiedział stanowczo.
Moje oczy od razu się rozszerzyły.
- Więc gdzie? – spytałam z pełną buzią.
Zauważyłam jak przygląda się czemuś w tylnej szybie.

- Zobaczysz. – było wszystkim, co usłyszałam.   

**** 

Hej, ludzie!! :)
Jestem nową tłumaczką, szczerze nie wiem na jak długi okres czasu, 
Ronnie wspominała coś o 2 miesiącach, 
ale zobaczymy, jak się sprawdzę :)
Mam nadzieję, że polubicie mój sposób tłumaczenia, 
czy jakkolwiek to się nazywa xd
i że mnie polubicie :))
No, to tyle na dzisiaj, 
Sayonara i w ogóle, kocham xx 
~ Jules
I błagam, komentujcie rozdziały, to tak strasznie motywuje :) :) 

niedziela, 2 marca 2014

UWAGA!

Jak widzicie nie mam nawet czasu, żeby przetłumaczyć nowy rozdział i postanowiłam podjąć pewną decyzję...

Wiecie, że w tym roku a dokładniej już za niecałe 2 miesiące czekają mnie egzaminy. Dość ważne, bo od nich między innymi zależy czy dostanę się do takiej szkoły jakiej chce, no ale co ja tu będę wam mówić, pewnie dobrze o tym wiecie :)

Przechodząc do sedna, mam zamiar zrobić sobie "urlop" do tego czasu aż napiszę egzaminy i ogarnę oceny.

Byłby ktoś chętny do "zastąpienia mnie" ?

Jeśli tak, proszę zgłosić się do mnie na twitterze <KLIK> .

P.S na zgłoszenia czekam do 05.03.2014

Pozdrawiam. - Ronnie xx